Chłodne, wrześniowe
powietrze uderza mnie w twarz, kiedy z całych sił pędzę wprost przed siebie.
Pedały stawiają nieznośny opór zmęczonym już nogom. Nie zastanawiając się,
hamuję i zsiadam z roweru; kątem oka dostrzegam, że Tommy, mój najlepszy
przyjaciel, idzie w moje ślady i zatrzymuje się.
– Czy coś się stało? –
pyta. Kiwam jedynie głową, obejmując wzrokiem otaczający nas krajobraz. Stare
pole, należące niegdyś do wdowy Gillespie jest miejscem zabaw i spotkań dla
całej okolicznej młodzieży i dzieci. Podziwiam je, porośnięte dziką trawą i krzakami,
skąpane w blasku jesiennego słońca.
Nagle słyszę za sobą
krzyk Tommiego. Odwracam się gwałtownie, zastanawiając się, co mogło
wyprowadzić z równowagi mojego, zazwyczaj spokojnego i opanowanego,
przyjaciela. W jego oczach dostrzegam iskry ekscytacji i blask niezrozumiałego
niepokoju, kiedy podbiega do przecinającego równinę strumyka, zaledwie kilka
metrów przed nami. Dołączywszy do niego, dostrzegam, co zwróciło uwagę
kolegi. Wśród mułu i kamieni tkwi bowiem
szklana butelka, a w jej wnętrzu wyraźnie widać zwiniętą w rulon kartkę. Czuję,
jak moje serce gwałtownie przyspiesza, kiedy Tommy wyciąga znalezisko.
– Charlie… – zaczyna
nieco niepewnym głosem i wyciąga do mnie dłoń z naczyniem.
– O nie! Ty to otwórz!
– uśmiecham się zawadiacko, ale przyjmuję od niego szklaną manierkę – Boisz
się? – rzucam łobuzersko wyzwanie, lecz poważnieję, kiedy Tommy wwierca we mnie
wyczekujące spojrzenie. Sięgam dłonią do korka, jednak nim otwieram flaszkę,
waham się chwilę. Ogarnia mnie podłe przeczucie, że na zwitku papieru może być
napisane dokładnie wszystko i zaczynam rozumieć obawę przyjaciela. W końcu
jednak odkorkowuję butelkę i rozwijam kartkę.
Obaj pochylamy się i
mrużymy oczy, bo odczytać pochyłe, zamazane pismo. Pośród nieznanych nam
znaków, widnieje jedno zdanie, które zdolni jesteśmy odszyfrować. „Kruk
zakrakał: Nigdy już.”.
Dreszcz przebiega
wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy z moich własnych ust rozbrzmiewają tak dobrze
znane słowa. Tommy podnosi wzrok znad kartki; brązowe tęczówki pokrywa szkliste
bielmo, oczy lśnią mu jak w gorączce, kiedy zachrypniętym głosem recytuje:
„Lękiem się o serce otarł szelest purpurowych kotar, Grożąc cieniem, mrożąc
drżeniem, które niosło się przez gmach” . Nie wiem, czy to przez sposób, w jaki
mój przyjaciel mówi ten znany mi fragment, czy też dlatego, że powietrze
przeszył chłodny powiew, ale mam wrażenie, że
nagle coś się zmienia, coś jest inaczej. Wpatruję się w pergamin, a dłonie drżą mi z każdą chwilą mocniej.
– Tomasie Mansonie – mruczę
niewyraźnie – Przerażasz mnie.
Chłopak uśmiecha się
szelmowsko, przeczesując dłonią burzę kasztanowych włosów. Ten gest przypomina
mi, że to wciąż jedynie mój przyjaciel, że nie mam czego się bać
– Uczyłem się tego na
kółku teatralnym – rzuca. Przewracam oczami, ze świstem wypuszczając powietrze
z płuc.
– Bardzo śmieszne. –
stwierdzam z wyrzutem, mnąc kartkę w dłoni. – Czy rozumiesz w ogóle, o czym
jest ten wiersz? – prycham, wbijając w chłopca pytające spojrzenie. Powoli kiwa
głową w zaprzeczeniu, a ja przybieram tryumfalny uśmiech, dumny, że przynajmniej
jeden raz mogę zabłysnąć wiedzą. – Opowiada o powolnym popadaniu w szaleństwo.
Rysy twarzy Tommiego gwałtownie tężeją, poważnieje, jakby w jego
głowie zrodziła się jakaś niebanalna myśl. Pomysł, który, nie wiedzieć,
dlaczego, ale musi być bezwzględnie zrealizowany. Odwraca się w kierunku
miasteczka.
– Gdyby butelka płynęła
z nurtem, nie zatrzymawszy się, trafiłaby do sadzawki w ogrodzie pana Addamsa -
stwierdza, marszcząc brwi tak mocno, iż niemal schodzą się nad nosem.
– Jednakże…. gdzie ten strumyk się zaczyna? – mówiąc to,
wzruszam ramionami, a dłonie bezładnie opadają mi wzdłuż boków; rozumiem, o co
chodzi mojemu przyjacielowi: tam, gdzie strumyk ma swoje źródło, tak ktoś
musiał wrzucić doń butelkę. - Chyba
sięga aż do sąsiedniego miasteczka - sugeruję po chwili niepewnym tonem.
– Czy byłeś tam kiedyś?
– mój przyjaciel wydaje się być nieobecny, zadając to pytanie a wzrokiem wodząc
wzdłuż rzeczki. Nie odpowiadam mu, to zbędne. Obaj doskonale wiemy, że nikt
nigdy nie zapuszcza się w tamtą stronę.
Chłopak wyszczerza zęby w wilczym uśmiechu, nie musi nic mówić, bym
zrozumiał, co ma na myśli. Mam ochotę zaoponować, jednak jakiś nieznany dotąd
instynkt nakazuje mi zgodzić się, ze wszystkim, co zaproponuje.
– Co masz w plecaku? –
pyta Tommy. Zastanowiwszy się chwilę, zaczynam wymieniać: kanapki, ciastka,
wodę, trochę pieniędzy, latarkę, bilet autobusowy. Zdaję sobie sprawę, że moja
lista nie jest zbyt imponująca, jednak mój kompan wydaje się w pełni
usatysfakcjonowany. Z aprobatą kiwa głową, po czym odsuwa się parę kroków i
podnosi z ziemi swój rower. Dołączam do niego, dorzucając kartkę i butelkę do
mego wąskiego ekwipunku, wciśniętego w oliwkową kostkę. Skinieniem głowy daję
koledze do zrozumienia, by jechał pierwszy. Zadowolony rusza, a ja zaraz za
nim.
Nie mija więcej niż
dwadzieścia minut, gdy przed nami pojawiają się pierwsze budynki otoczone
drzewami; strumyk wiedzie nas wzdłuż spękanej drogi, przez las.
Niemal wpadam na
Tommiego, gdy ten, ni stąd ni z owąd, zatrzymuje się przede mną. Odwraca się do
mnie i wskazuje palcem na ledwo widoczny między drzewami drogowskaz. Brudne,
najprawdopodobniej niegdyś białe litery zlewają się z ciemnozielonym tłem znaku
tak, że z trudem udaje mi się odczytać nazwę. „Ciche Wzgórze”.
– Chwytliwa nazwa dla
miejscowości turystycznej. – zagaduję, jednak kompan, nie odpowiadając,
ponownie rusza przed siebie. Wzdychając ciężko, podążam za nim.
Wpatrując się w plecy
jadącego przede mną Tommiego i rozmyślając o sprawach nieistotnych, nagle zdaję
sobie sprawę, że mimo, iż jest dopiero godzina pierwsza po południu, to im
bardziej zagłębiamy się w tajemniczym miasteczku, tym ciemniejsze zdaje się być
niebo a powietrze wokół nas coraz cięższe i gęstsze. Moje kontemplacje przerywa gwałtowny krzyk
mojego towarzysza: - Zatrzymaj się! Niewiele myśląc, z całej siły naciskam na
hamulec, z trudem utrzymując równowagę. Przed nami przez ulicę przebiega smukła
postać. Czarny płaszcz spowija kobiecą sylwetkę niczym skrzydła kruka, powiewając
na nią. Nim zdążam zorientować się, co dokładnie dzieje się wokół mnie, osoba,
czy też istota, znika w ciemności, wśród drzew. Stojący parę metrów ode mnie
kolega, odwraca się w moim kierunku. Dostrzegam jego blade, przerażone oblicze.
– Cholera… – szepcze -
widziałeś jej twarz?
Czuję na karku chłodny
dotyk przerażenia. Kiwam głową w zaprzeczeniu, bo nie widziałem nic, poza jej
płaszczem. Tommy patrzy na mnie, wciąż wyraźnie wystraszony, ale w jego oczach
dostrzegam coś poza przerażeniem: zgubną ciekawość.
– Błagam cię – jestem
niemal zaskoczony, jak marnie i słabo brzmi mój własny głos - błagam cię, nie
idź tam.
– Oj tam, zaczekaj tu!
– odpiera moje błagania tonem nadzwyczaj
stanowczym. – Zaraz wrócę –
dodaje kategorycznie, a ja nie dowierzam. Jak to możliwe, że w jego głosie ani
trochę nie przebrzmiewa strach, tak doskonale widoczny w jego oczach? Otwieram
usta, by coś powiedzieć, jednak nim cokolwiek wydostaje się z mojego gardła,
chłopiec znika w ślad za przedziwną postacią.
Stało się, jestem
zupełnie sam w ciemności. Mijają minuty, a ja mogę przyznać, iż przeżywam
właśnie najdłuższy kwadrans swojego życia. Nagle, pchnięty gwałtownym impulsem
porzucam rower i wbiegam do lasu. Każdemu mojemu krokowi towarzyszy szelest
liści i trzask małych gałązek, przerywające niemal namacalną ciszę. W pewnym
momencie moje uszy wyłapują jakiś nieznany dotąd dźwięk, co więcej, dochodzę do
wniosku, że jest on coraz bliższy. Obracam się niepewnie, a mój okrzyk
rozdziera powietrze. W moim kierunku zmierza postać w czerni, jej powarkiwania
nie zwiastują przyjemnego spotkania. Odwracam się na pięcie i puszczam się
biegiem. Gałęzie drzew chłostają mnie po twarzy, rozcinając skórę policzków,
drażniąc oczy.
Pędzę przed siebie,
bojąc się chociażby sprawdzić, czy istota wciąż podąża za mną. W pewnym
momencie stwierdzam, że las przerzedza się, by w końcu ustąpić asfaltowi. Stopy
pieką, nieprzyzwyczajone do tak ekstremalnych wyścigów, zwalniam więc, z ulgą
stwierdzając, że ten wyścig udało mi się wygrać. Podążam teraz spokojnie ulicami
wyludnionego miasteczka.
– Nie jest źle - mruczę
sam do siebie – nie jest źle, Charlie, jesteśmy… gdzieś. Teraz trzeba tylko
znaleźć Tommy i możemy wracać. Kiwam głową potakująco, zadowolony z własnego
planu. Chwilę maszeruję przed siebie, po chwili jednak postanawiam dogłębniej
zbadać okolicę i zakręcam w najbliższy zaułek. Bez dłuższego zastanowienia,
mogę stwierdzić, że stoję właśnie na parkingu lub podjeździe, jednak ciemność
wokół mnie staje się tak głęboka, że z trudem dostrzegam cokolwiek dalej, niż metr
wokół siebie. Sięgam więc do plecaka i wyciągam latarkę. Przez moment mocuję
się z przełącznikiem, nim udaje mi się włączyć urządzenie. Snop światła pada na
stojące nieopodal drzewo... Z mojego gardła wydobywa się przeciągły wrzask, gdy
dostrzegam wciąż jeszcze wierzgającą nogami postać, powieszoną na gałęzi
drzewa. Krzyczę ponownie, a oczy wisielca, okropne, przekrwione zwracają się ku
mnie, nim ciało zastyga w bezruchu.
Targany paniką, cofam
się, a nogi plączą mi się tak, iż jestem niezdolny do biegu. Zataczając się,
wpadam do najbliższego budynku. Kiedy drzwi zamykają się za moimi plecami,
czuję się względnie bezpieczny. Oddychając
ciężko, rozglądam się wokół. Znajduję się w przestronnej poczekalni, w
rogu stoi podłużna lada, ściany, pod którymi stoją krzesła, pokryte są spękaną,
białą farbą, podłoga natomiast wyłożona jest nadgryzionymi przez czas
kafelkami. Światło ostatniej, migającej żarówki pada na samotną tablicę
korkową. Podchodzę doń niepewny i przyglądam się przywieszonym na niej
informacjom. Na samej górze, ponad informacją
o możliwości sprzedania
organów i kuracji antybiotykowej, wisi różowawa kartka z napisem: „Witamy w
Szpitalu Alchemilla!”.
Westchnąwszy ciężko,
powłócząc nogami oddalam się od anonsów
i zasiadam na jednym z
plastikowych krzeseł. Z opuszczoną głową, wbijam wzrok we własne buty, czując,
jak w oczach zbierają mi się łzy.
Jestem zupełnie sam w
opuszczonym miasteczku. I nie rozumiem, co się dzieje.
Nagle, coś porusza się
pode mną. Spod krzesła, na którym siedzę, powoli wysuwa się dłoń. Biel kości
przebija przez strzępki zdartej skóry, za brudnymi paznokciami widać krew.
Podrywam się z krzykiem i rzucam się w kierunku drzwi. Biegnąc tak szybko, jak
pozwalają mi zbolałe stopy, wpadam do lasu.
Biegnę przed siebie.
Gdy widzę w oddali dwa rowery leżące na asfalcie, słyszę za sobą głos: – Charlie,
czy to ty?!
Odwracam się i
dostrzegam biegnącego w moim kierunku przyjaciela.
– Tommy! – odkrzykuję,
a w moich oczach wstydliwie zbierają się łzy ulgi. Przyglądam się przyjacielowi
i wszystko rozumiem. Jego ciekawość nie została zaspokojona, nie odnalazł
kobiety – kruka.
Wsiadamy na rowery i
opuszczamy pogrążone w szarości i czerni miasteczko. Powoli, ospale dojeżdżamy
do skąpanej w słońcu łąki, jednak im bliżej jesteśmy strumienia, im bliżej
zieleni, tym nasze nogi szybciej naciskają pedały. Czujemy świeży powiew na
twarzach, czujemy upajające zapachy jesieni. Dzisiaj już nie rozmawiamy o
butelce.
Jutro czeka nas kolejny
poziom. Jutro rozwiążemy zagadkę kruka.
____________________________________________________________
Witam :)
Jako pierwszy tekst na tym blogu postanowiłam opublikować to króciutkie opowiadanie. Kilka osób pewnie je kojarzy, ponieważ pojawiło się ponad rok temu na Lodowych Kwiatach.
Jest to stary tekścik, który napisałam gdzieś na początku gimnazjum (nie jest więc szczególnie dobry, hehe. Nieśmieszne.). Oraz UWAGA napisałam go na lekcję polskiego i dostałam 4- :')
Opowiadanie to jest zainspirowana z serią gier Silent Hill, którą to serię polecam każdemu, kto lubi gry, horrory i osobliwości. (Miałam wtedy straszną fazę na SH i nawet miałam w pokoju plakat z Pyramid Head)
Jeśli spodobał wam się ten tekst, lub przeciwnie - ani trochę do was nie przemówił - nie zapomnijcie zostawić komentarza poniżej.
A teraz w bonusie: moje top 4 najsmutniejsze piosenki, idealne, żeby wpędzić się w jesienno-zimową depresję (działa nawet wiosną).
4. Everything Dies
3. So Far Away
2.Gone with the Sin
1. Snuff
Przepraszam. Musiałam.
A teraz w bonusie: moje top 4 najsmutniejsze piosenki, idealne, żeby wpędzić się w jesienno-zimową depresję (działa nawet wiosną).
4. Everything Dies
3. So Far Away
2.Gone with the Sin
1. Snuff
Przepraszam. Musiałam.
Pozdrawiam was bardzo cieplutko (zwłaszcza teraz, kiedy tak zimno i mokro jest na zewnątrz),
Possessed
Witam :)
OdpowiedzUsuńMiałam przeczytać to wczoraj, ale byłam zmęczona po wycieczce i spałam cały dzień wczorajszy i pół dzisiejszego xD
Czytałam już to opo na Lodowych Kwiatach, ale nie pamiętam czy je komentowałam... Jest dosyć ciekawe, tajemnicze, ale wytwarza tak anielsko mrocznej atmosfery jak na Lodowych *.* ale intrygujące jest ;3
Dobrze sobie radzisz z narracją 1os (zazdro), brakowało mi tylko nieco więcej emocji, ale źle nie jest. Jest good :P
Wyłapałam kilka powtórzeń, ale rozumiem, że tekścik jest pierwotną wersją bez aktualki? Mimo tych małych moich zastrzeżeń xD opowiadanie jest całkiem fajne i można by z tego zrobić ciekawą kilku-nasto czy też kilku-dziesięcio rozdziałową powieść ;3
Będzie druga część?
Również uwielbiam Silent Hill :0 mam nawet grę na console.
Ewery thnings znam i uwielbiam, tyle opowiadanek powstało m.in. przy tej pioseneczce...
Pozdrawiam cieplutko, weny i inspiracji :3
anielskie-dusze.blogspot.com
Emocje? Nie słyszałam x'd
UsuńTekścik jest koszmarnie pierwotny/koszmarnie nieaktualny. Pozbyłam się jedynie takich oczywistych błędów, jak 'morze' zamiast 'może' (mam nadzieję, że to była literówka z nieuwagi, a nie błąd ortograficzny z głupoty ;-;) I zmieniłam imiona bohaterów. Były to bodajże Chris i Peter i jakoś mi nie pasowały do całości xd
Może w wakacje stworzę coś na bazie tego, choć powieść to raczej nie będzie. Myślę nad dłuższym opowiadaniem, bo to, patrząc na większość moich aktualnych tekstów, to jest komicznie krótkie. Nie wiem, co by tu można było wymodzić na więcej, niż 15-20 stron, więc tyle chyba tego będzie ;)
Silent Hill to jak życie. Nie mam konsoli, ale grałam wszystkie te, które dostępne są na pc *.* (nawet to marniutkie Homecoming (okay, nie będę kłamać, i tak mi się podobało))
Dziękuję za komentarz! :) Również pozdrawiam
Dzień dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie czytałam na "Lodowych Kwiatach" i wciąż jestem pod wrażeniem. Ja nawet teraz nie piszę tak, jak ty, kiedy miałaś 13 lat *3*
Opo jest króciutkie, więc nie mam sie chyba co nad nim zbytnio wynurzać. Jest po prostu dobre. Nie znam serii Silent Hill, a domyślam się, że znajomość trochę by mi w tym wypadku dała. Ale nie powiedziałabym, że to fanfiction, bo nawet bez znajomości tej gry (?) orientuję się w tekście. Raczej opowiadanie inspirowane.
Liczę szczerze, że przeczytam coś jeszcze w tej tematyce, z tymi samymi postaciami. Szczerze mówiąc rzadko spotyka się w blogowych opowiadaniach postaci młodsze niż 15-16 lat. Przeważnie to tak 17-19. A tutaj to miła odmiana, bo para chłopców ma chyba coś około 12 lat :)
A teraz coś zupełnie innego: widziałaś, że Vivilet reaktywowała bloga? Piszę o tym, bo myślałam, że mogłoby cię to zainteresować, bo masz jej blog w obserwowanych :)
Dziękuję za komentarz ^^
UsuńTo prawda, że większość postaci jest koło 18 roku życia, ale też nie wszystkie. Myślę, że większość piszących takie obyczajówki (których jest jak na moje oko przewaga na blogspocie) z jakiegoś powodu uważa to za taki fajny wiek, heh
Cieszę się bardzo, że opo ci się podobało. Znajomość serii SH nie jest tu aż taka konieczna, bo tylko miejscowość jest zaczerpnięta z oryginału, reszta jest moja. :)
Jakoś nie miała okazji zobaczyć bloga Vivilet ostatnio. Dziękuję za tę informację.
Pozdrawiam ciepło :)
Vivilet nawet wspomniała o tobie w swoim poście :)
UsuńHej! Nie wiem, gdzie mogłabym Cię poinformować, więc z góry przepraszam, że piszę to tutaj.
OdpowiedzUsuńTak więc, zapraszam Cię na nowy rozdział!
Nie będę wklejać fragmentu, czy opisu. Sama sprawdź i przekonaj się, co znajdziesz w rozdziale, o tytule: "DÉJÀ VU".
Zachęcam do napisania opinii w komentarzu. :)
Pozdrawiam, buziole xx
http://nie-szukaj-siebie.blogspot.com
Wpadnę pewnie jakoś wieczorem, dziękuję za info.
UsuńEh, chyba muszę zrobić jakąś zakładkę "SPAM" czy coś takiego :|
Cześć :)
OdpowiedzUsuńChcę osobiście podziękować ci za długi i rzeczowy komentarz pod moim ostatnim rozdziałem. Cieszę się, że wyraziłaś swoją opinię i bardzo dziękuję za wszelkie wskazówki :) Wiem, że jeszcze długa droga przede mną ale pisanie to moja pasja i zawsze staram się być coraz lepsza w tej dziedzinie.
Dziękuję za wszystko i przy okazji zapraszam na piąty rozdział :)
http://zyciowadrogadoszczescia.blogspot.com/
Pozdrawiam ^_^
Nie masz co dziękować - po to jest sekcja komentarze ;) Wszyscy na bloggerze jeszcze się uczymy, stąd staram się dzielić tym, co już umiem, a nóż się komuś przyda ;)
UsuńRozdział przeczytać i skomentować postaram się jeszcze dzisiaj :)
Jak ty to robisz? No jak? Zdradź mi tajemnicę? Jestem bardzo ciekawa jak Ci wychodzą takie cuuuuuudowne i realistyczne opisy. Będę miała koszmary tej nocy! Z wisielcem i trupią ręką w roli głównej. Czekam na kolejne części tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;)
Żadna tajemnica - czasem coś wychodzi, a czasem nie xd Cieszę się, że podobają ci się moje opisy (mimo, że zdarza się, że są poniżej przeciętnej :'))
UsuńNie wiem, czy na kolejne części jest coś czekać, a w każdym razie w najbliższej przyszłości.
Dziękuję ci bardzo za komentarz ^^ Do ciebie wpadnę na pewno niebawem, ale nie obiecuję, że zdołam zostawić po sobie komentarz :(
Pozdrawiam
Witam :)
OdpowiedzUsuńJestem szczerze zaskoczona, że dostałaś z tego opowiadania 4-... Ja bym Ci dała co najmniej 5+.
Mroczne opowiadanie, ale bardzo wciąga. Podobają mi się zwłaszcza Twoje opisy, bardzo zgrabnie Ci wychodzą.
Myślałam, że chłopcy nie wydostaną się z lasu, a postać (jak z horroru) ich zabije. Tego oczekiwałam od połowy opowieści, ale dobrze, że nic im się nie stało. Dość przeżyli jak na jeden dzień :)
Poprawiłabym tam tylko:
"Teraz trzeba tylko znaleźć Tommy"
Tommy'ego
Fajna miniaturka, a blog jest bardzo przejrzysty(trochę straszy ręka kościotrupa, ale chyba tak miało być :P)
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Gdyby się nie wydostali, pewnie dostałabym 2 lub 3 ;)
UsuńCieszę się, że opowiadanie ci się spodobało oraz, że było jakieś zaskoczenie w związku z zakończeniem (^.^)
Błąd oczywiście poprawię, kiedy tylko zbiorę się, by usiąść przed komputerem.
Z ręki kościotrupa jestem strasznie dumna, bo na początku nie chciała się wyświetlać w ogóle. Wciąż nie wiem jaki był z nią problem wtedy :') Sam wygląd jest roboczy i pewnie niebawem się zmieni, ale na większości szabloniarni jest wymóg dwóch postów nieinformacyjnych, by móc się zgłosić. Także jeszcze jeden post i zamawiam nowy szablon :)
Również pozdrawiam i dziękuję za komentarz ^^